Ilość nigdy nie przekłada się na jakość
Niby o tym wiemy, niby to prawda oczywista, a mimo to ulegamy magii ilości. Chcemy mieć w szafie jak najwięcej ubrań – niby na każdą okazję, ale gdyby do tej szafy zajrzeć, mogłoby się okazać, że jest problem z ustaleniem różnic między poszczególnymi rodzajami garderoby.
Dostęp do kolorowych gazet, pokazujących i lansujących trendy, w których przeplatają się style, sprawia, że gubimy się w tej ilości mód, szmatek i dodatków.
Samopoczucia nie poprawiają sklepy, w których ubrań już nie kupuje się na sztuki, ale na tony, nie bardzo zwracając uwagę na to, z czego je wyprodukowano, jak uszyto, ile prań przetrwają. Zakłada się, że niewiele, bo przecież za miesiąc-dwa będą nowe pory roku, nowe trendy i nowe szmatki.
Wolimy mieć w szafie stos ubrań z byle czego (na jedną porę roku), zamiast kilkunastu czy kilkudziesięciu (na wszystkie pory roku). Liczy się bowiem przede wszystkim cena. Łatwiej wydać po 20-50 złotych na kieckę, bluzkę, mini szorty lub szalik niż 200-500 na porządny sweter w wełny, żakiet z jedwabiu albo lniany kostium.
To, że na ulicy spotkamy x osób tak samo ubranych ma niewielkie znaczenie. Bo jakoś tak jesteśmy ukierunkowani, że prędzej uwagę zwrócimy na kogoś ubranego w modne ciuchy widziane w gazecie niż na kogoś, kto ma na sobie coś eleganckiego, w dobrym gatunku, ale w gazetach tego nie zauważyliśmy.
W gazetach nie piszą też, z jakiej tkaniny dane ubranko jest uszyte. Chłoniemy tylko kolor, krój, ogólny wygląd modelki i wrażenie, jakie robi. I szukamy takiego samego (albo podobnego) ubrania w sklepach. Godzinami potrafimy stać w kolejce do przymierzalni z naręczem ubrań, by sprawdzić, czy dobrze na nas leżą, czy rozmiar pasuje, jak w tym wyglądamy. Ale jakościowe ubrania kupuje się zupełnie inaczej.
Jak kupować ubrania?
1. Dokładnie czytamy metkę. Trzeba wiedzieć, z czego ubranie jest uszyte, jeśli są to mieszanki włókien, ważne będą też proporcje (powinno być więcej włókien naturalnych niż sztucznych), jak się je pierze, w jakiej temperaturze, czy można czyścić chemicznie, jak się prasuje. Jeśli na metce jest informacja: prać tylko chemicznie, warto się zastanowić, czy chcemy mieć takie ubranie. Dlaczego? Dlatego, że pralnia chemiczna kosztuje i w tradycyjnym pojęciu „nie pierze”. Warto też pamiętać, że poza tym, że ubrania się brudzą, to także wchłaniają pot i zapach kosmetyków. Zatem niektórych z nich nie da zakładać dwa-trzy albo więcej razy.
2. Sprawdzamy "prostotę" szwów. Wszystkie szwy powinny być idealnie proste. Każdą nierówność, zachwianie biegu będzie widać. Jeśli sukienka lub bluzka mają stębnowane (przeszyte po wierzchu) szwy, odległość między nimi, a szwem zszywającym tkaninę musi być idealnie równa, a zapas szwa wewnętrznego w całości chować się między nimi). Idealnie równo musi być też przeszyte podłożenie (listwa) – je (poza zewnętrznymi szwami dekoracyjnymi widać najdokładniej). Szwy obrzucane overlokiem ani w inny sposób, nie mogą na brzegach tworzyć falbanki – muszą gładko przylegać do ubrania.
Jeśli odkryjemy choć jedną z powyższych wad – ubranie nie jest warte zainteresowania, chyba że kosztuje złotówkę!
3. Sprawdzamy wielkość zapasów na szwy. Masowi producenci odzieży są mistrzami świata w wykorzystywaniu każdego skrawka materiału. Czasem stare powiedzenie: „tak krawiec kraje, jak materii staje” nie ma nic wspólnego z rzeczywistością. Okazuje się bowiem, że materii może nie stawać, a krawiec i tak ukraje. Świadczy o tym zupełny brak zapasów na szwach ubrania. One nie są tylko po to, by – gdy przytyjemy – było z czego popuścić. One są także marginesem bezpieczeństwa dla nas i ubrania. Tkanina inaczej (lepiej) się układa po bokach i na wszelkich pokrojach, jeśli zostawiono tam odpowiedniej wielkości zapasy (1,5-2 cm). Poza tym, nie będziemy się martwić, czy przy jakimkolwiek pochyleniu się, szwy nie puszczą. A robią tak, gdy materiału nie zostawiono albo zostawiono bardzo mało.
Zapasów szwów może nie być w ubraniach z dzianiny i wełny.
Jeśli ubranie uszyto z rozciągliwych tkanin, musi być ono zszyte rozciągliwymi nićmi i szwy powinny się rozciągać w tym samym kierunku oraz z taką samą intensywnością jak tkanina.
Jeśli szwy są sztywne (nierozciągliwe), a tkanina rozciągliwa – ktoś spaprał swoją pracę.
4. Podłożenie. Musi być podszyte ściegiem krytym (wyjątek: dzianiny, chociaż też nie wszystkie i nie zawsze – dobry producent ma maszyny, które zrobią to bezśladowo). Tak jest po prostu elegancko. Jeśli zostało przeszyte w widoczny sposób i na dodatek nitką jaśniejszą od tła, to świadczy o bylejakości producenta.
5. Spód czyli podszewka. Tylko nieliczne sukienki lub spódnice oraz spodnie mogą ich nie mieć – głównie z dżinsu, grubej, ciężkiej bawełny i innych nieodkształcających się tkanin, czasem jedwabiu). Tak zwany spód jest potrzebny, by ubranie lepiej się układało, zachowywało kształt, chroniło wierzchnią tkaninę przed zabrudzeniem (na przykład potem) od wewnątrz albo wypychaniem (na przykład kolan w spodniach). Jako spód stosuje się różnego rodzaju tkaniny, także takie, jakich używa się do szycia odzieży wierzchniej (cienkiej bawełny, jedwabiu, perkalu, płótna, muślinu a nawet tafty). Nie jest żadnym tłumaczeniem, że lekka, powiewna spódnica w ciemnych barwach z bawełny spodu nie potrzebuje. Owszem, potrzebuje. Może on być z takiej samej albo jeszcze bardziej lekkiej i powiewnej tkaniny niż wierzch.
Spód spódnicy powinien być tak samo dobrze uszyty jak wierzch. To po prostu druga spódnica z innego materiału przyszyta na zasadzie lewa strona do lewej.
Jeśli ubranie spodu nie ma, albo ma, ale w wersji mocno okrojonej (byle był) i zrobiony byle jak i z byle czego – warto się zastanowić, czy warte jest zainteresowania. Może ktoś za bardzo chce oszczędzić na materiale i robociźnie, a zarobić na naszej niewiedzy i naiwności?